Troska rodziców o dzieci czasem przybiera niekorzystny obrót dla tych ostatnich w przypadku aktywności fizycznej. A dzieje się to często w sposób niezauważalny i na pewno przez rodziców niezamierzony. Co robić, by nie być jak przysłowiowy Polak – „mądry po szkodzie”?
Słowa kluczowe: aktywność fizyczna, rozwój, dziecko.
Trudno jest coś polubić, jeśli się tego nie spróbuje, nie doświadczy. Ta zasada dotyczy np. nieznanych potraw, nieprzeczytanych książek, nieobejrzanych filmów, ale także różnych form aktywności fizycznej, których nie lubimy, choć nigdy w nich nie uczestniczyliśmy.
Zahamowani
Wyniki wielu badań, poświęconych preferowanym przez nastolatków sposobom spędzania czasu wolnego, dowodzą, że polskie dzieci i młodzież najchętniej wybierają oglądanie telewizji, granie na komputerze, surfowanie po portalach internetowych lub słuchanie muzyki. Dlaczego uczestnictwo w sporcie i rekreacyjne ćwiczenia fizyczne, choćby organizowane spontanicznie w formie zabaw podwórkowych, zajmują na tej liście miejsce odległe i dotyczą tylko wąskiej grupy młodych ludzi? Powodów jest kilka, ale jeden z nich – szczególnie wart uwagi. To hamowanie, najczęściej przez rodziców, aktów spontanicznej aktywności fizycznej dziecka we wczesnych fazach jego życia.
„Nie biegaj, bo się spocisz!”
Jakże często rodzice upominają malucha, który próbuje wspinać się na krzesło, stół, stara się „spenetrować” schody, „opanowywać” różne przyrządy na placu zabaw. Gdzieś zza jego pleców dochodzi ostrzegawczy głos „zatroskanego” opiekuna: „nie wchodź tam, bo spadniesz; nie wolno ci tego robić, bo złamiesz nogę; nie biegaj, bo się spocisz; nie wchodź w kałużę, bo się zamoczysz i zniszczysz ubranie”. A trochę później, gdy dziecko już zasiądzie jako „poważny uczeń” w szkolnej ławce, słyszy znowu: „musisz się bardzo dobrze uczyć, zadbać o dobre świadectwo, bo tylko to zagwarantuje ci miejsce w renomowanym gimnazjum, szkole średniej, a później na wyższej uczelni”. I to te dzieci, które dobrze radzą sobie w szkole, napawają rodziców dumą.
Zachęcać i asekurować
Jednak z pola widzenia umyka rodzicom ważna prawda, o której przypominał znany lekarz, Marcin Kacprzak: „nie mózg dziecka, lecz ono całe chodzi do szkoły”. Tymczasem, hamowanie w dzieciństwie przez zakazy i nakazy naturalnej potrzeby ruchu, spontanicznej zabawy, pozbawia dziecko istotnych doświadczeń i kiedy dorasta ono, nie chce się męczyć, pocić, nie chce ćwiczyć. A może zamiast zabraniać powinniśmy wspierać i zachęcać, pomagać i pochwalać? Niech zatem się wspina na parkową huśtawkę, tylko mu pomóżmy, asekurujmy. Niech idzie na wymarzone zajęcia sportowe, nawet jeśli wkrótce z nich zrezygnuje i będzie chciało spróbować innych. Obowiązki szkolne na tym nie ucierpią, jeśli pomożemy dziecku i cierpliwie będziemy je uczyć dobrej organizacji dnia i zarządzania swoim czasem. Słabszą ocenę można poprawić, ale – wynikające z braku ruchu – wątłe zdrowie nie zawsze takiej korekcie się poddaje. Wszystkim zatroskanym rodzicom te refleksje pod rozwagę pozostawiam.
Drka Jolanta Derbich
Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie