Myślisz, że sam/a decydujesz o tym, co jesz i co je twoje dziecko? Nic bardziej mylnego! Okazuje się, że duży udział mają w tym rodzinne tradycje, dieta serialowego bohatera, czy jadłospis miłych sąsiadów, nie wspominając już o reklamach i pasących dzieci słodyczami babciach. A miało być zupełnie inaczej… Piszemy o źródłach nawyków żywieniowych.

Wychowanie dziecka nie zaczyna się od jego narodzenia. Wychowanie dziecka przez rodzinę zaczęło się dawno temu, zaczęło się wraz z początkiem historii rodziny. Sposób wychowywania dzieci jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Dlatego to, jak wychowywane są dzieci, zależy w ogromnej mierze od tego, jak wychowywani byli rodzice i w jaki sposób przetrwało to w ich pamięci oraz ich doświadczeniu – mówi Wojciech Eichelberger (psycholog, psychoterapeuta, pisarz).

Król schabowy

Wychowanie to cały zespół interakcji, w których uczestniczą dzieci, rodzice, inni domownicy i osoby ważne dla dziecka w jego bliższym i dalszym otoczeniu. Jednym z obszarów wychowania dzieci są sprawy związane z jedzeniem i odżywianiem – stosunek do jedzenia sposób, to, w jaki jest ono przygotowywane i z jakich produktów, a także jak jest spożywane. W każdej rodzinie istnieją tradycje i rytuały żywieniowe – np. niedzielny obiad nie może obejść się bez rosołu i kotleta schabowego, a na co dzień na stole królują chrupiące białe bułeczki, mięso, wędliny, ziemniaki, tłuszcze zwierzęce i słodkości, bo przecież i my, rodzice, i nasze dzieci, potrzebujemy siły i energii do zmagań z obowiązkami. Tak tłumaczymy sami sobie wybory dokonywane podczas zakupów.

Na smyczy tradycji i serialu

Często, gdy zaczynamy dorosłe życie i zakładamy rodzinę, obiecujemy sobie, że nasz dom będzie inny, że będziemy jedli tylko zdrowe produkty, będziemy ćwiczyć i spędzać aktywnie dużo czasu na świeżym powietrzu, a nie tkwić przed telewizorem z torebką chipsów i batonami. Jednak, chcąc nie chcąc, zwykle powielamy styl życia naszych rodziców.
Przysłowie mówi, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka, a ponadto nieświadomie bazujemy na wdrukowanym doświadczeniu, które zostało nam przekazane wraz z rodzinną historią. Jemy więc tradycyjnie, po polsku i tak karmimy nasze dzieci. Poza nawykami żywieniowymi wynikającymi z tradycji, innym powodem ulegania skłonności do niewłaściwego odżywiania się są wzory społeczne i kulturowe. Oznacza to, że postępujemy, także w kwestii karmienia dzieci, tak jak postępują inni – krewni, znajomi, sąsiedzi, a nawet bohaterowie popularnych seriali. Powielamy wzory, które niestety najczęściej są kreowane przez reklamy przygotowane na zlecenie producentów z branży spożywczej.

Rodzina z reklamy

Producenci żywności wprost prześcigają się w przekonywaniu nas konsumentów a jednocześnie rodziców, jak smaczne zdrowe i niezastąpione są ich produkty, oraz że nasze dzieci nie mogą obejść się bez „śniadanka” w postaci wafelka z czekoladą, czy „prezentu– niespodzianki” w postaci czekoladowego jajka z plastikowym bublem w środku. Liczne badania potwierdzają podatność ludzi na reklamy, szczególnie gdy odwołuje się ona do cenionych przez nich wartości – np. rodziny, przyjaźni. I tak uśmiechnięta, przytulająca dziecko „dobra” matka reklamuje ciastka, pełna szczęśliwa rodzina – napoje gazowane, a radosne grono przyjaciół – białe pieczywo i dodatki do niego. Podobny efekt wywołują reklamy, w których udział biorą osoby cieszące się społecznym uznaniem, znane i lubiane, kojarzące się z wartościami rodzinnymi.

O szkodliwej trosce i wygodzie

Bombardowani reklamą z wdrukowanym kodem „właściwych” zachowań żywieniowych staramy się ze wszystkich sił zachować zdrowy rozsądek, ale obronić się przed masową presją nie przychodzi nam łatwo. Babcie, ciocie, dziadkowie i inni członkowie rodziny dogadzają naszym dzieciom – „ bo jest taki mizerny, biedaczek”, „bo przecież od jednej czekolady (paczki ciastek, cukierków, lodów, itd.) nic się nie stanie”. Myślimy sobie, czy warto kruszyć kopie i nadwyrężać rodzinne relacje z naszymi najbliższymi o jedzenie. Odpowiadamy – nie warto, bo przecież oni robią to z troski o nasze dziecko i z miłości do nas i do niego. Sami też nie jesteśmy „bez winy” – przygotowanie dań np. smażonych czy z półproduktów jest szybsze i łatwiejsze, a więc przy obecnym tempie życia i codziennym zapracowaniu i zmęczeniu, bardzo kuszące. Tłumaczymy sobie, że w ten sposób mamy więcej czasu dla dzieci i na zaspokajanie ich potrzeb.

I tak dzień po dniu, powolutku i prawie niezauważalnie zaczynamy powielać nawyki żywieniowe, z którymi wcześniej walczyliśmy, ponieważ uznaliśmy je za szkodliwe dla nas samych i naszych dzieci. Po stokroć jednak warto „nie odpuszczać” i postawić na pierwszym miejscu zdrowie.

Agnieszka Bergtold-Kuczyńska
psycholożka