Leżą u podstaw naszych motywacji, wyborów, decyzji – w dużej mierze rządzą naszym życiem. Potrzeby – warto uświadomić sobie, jakie są i co dzieje się, kiedy nie są właściwie zaspokajane. Z czego wynika u rodziców potrzeba zapewnienia dzieciom wszystkiego, co najlepsze i dlaczego „odejmują sobie od ust”, by zaspokoić potrzeby dzieci? Odpowiedź na te pytania wbrew pozorom nie jest taka oczywista…
Różne potrzeby regulują życie ludzi i jest rzeczą naturalną, że świadomie lub nieświadomie dążą oni do ich zaspokojenia. Nauka przychodzi z pomocą, nazywając i porządkując te potrzeby.
Potrzeby – niższego i wyższego rzędu
Potrzeby fizjologiczne wynikają z istoty samego organizmu człowieka i mają charakter biologiczny. Do tych potrzeb, których zaspokojenie jest niezbędne do życia, zalicza się potrzebę jedzenia, ubierania się, ochrony przed zimnem, snu i inne, w tym także potrzeby seksualne, związane w następstwie z posiadaniem potomstwa. Potrzeby te, wraz z potrzebą bezpieczeństwa, w hierarchii potrzeb Abrahama Maslowa nazywane zostały potrzebami niższego rzędu.
Rodzice i dzieci – zderzenie potrzeb
Potrzeby seksualne, których zaspokojenie może prowadzić do posiadania potomstwa, mają charakter fizjologiczny, pewnie dlatego umiejętności niezbędne do utrzymania tego potomstwa przy życiu i zapewnienia mu warunków do prawidłowego rozwoju, także są traktowane jako naturalne i instynktowne – najczęściej mówi się o instynkcie macierzyńskim czy ojcowskim. O ile potrzeba opiekowania się dziećmi rzeczywiście ma pochodzenie instynktowe, o tyle przekonania na temat swojej rodzicielskiej roli i realizowanie się w niej zaliczyć można do potrzeb wyższego rzędu, związanych ze świadomym dążeniem do ich zaspokajania. Z drugiej strony to rodzice i rodzina są w pierwszym rzędzie powołani do zaspokajania potrzeb dziecka, w tym także potrzeb związanych z żywieniem i „byciem zaopiekowanym”. Jak rodzice to robią? Co dzieje się, kiedy jako rodzice dążymy do zaspokajania własnych potrzeb, a jednocześnie staramy się zaspokoić potrzeby dzieci?
Nieba przychylić
Naturalnie w większości przypadków rodzice, używając metafory, starają się dziecku „nieba przychylić”. Często wiąże się to z odmawianiem sobie różnych dóbr (w minionej epoce gospodarczej były to zazwyczaj tzw. towary luksusowe, np. szynka, banany, pomarańcze, czekolada). Dzisiaj również nie należy do rzadkości, że rodzice, w poczuciu konieczności zaspokojenia osobistej i subiektywnie spostrzeganej potrzeby bycia „dobrym rodzicem”, rezygnują z pewnych dóbr na rzecz dzieci. Jest to całkiem naturalny i społecznie akceptowany wzór zachowań rodzicielskich określanych często jako „poświęcanie się dla dziecka”. Dlaczego rodzice „poświęcają się” i dają dzieciom to, co wydaje się najbardziej wartościowe, także w sferze żywieniowej? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta – ponieważ kochają swoje dzieci i pragną dla nich tego, co uważają za najlepsze.
Z miłości czy z frustracji?
Często jednak poziom i sposób zaspakajania podstawowych potrzeb dzieci wynika z osobistej potrzeby bycia dobrym rodzicem lub też frustracji czy poczucia winy, a często niewłaściwej postawy rodzicielskiej, np. nadopiekuńczej lub odrzucającej. Jak przekonania na temat odgrywania swojej roli rodzicielskiej mogą wpływać na sposób żywienia dzieci? Otóż istnieje bezpośrednia zależność. Jeżeli w człowieku tkwi przekonanie, że nie do końca jest dobrym rodzicem, bo np. nie spędza ze swoim dzieckiem tyle czasu, ile by chciał, lub zbyt mało zarabia, by kupić dziecku np. iphone’a czy wysłać je na zagraniczne wakacje, to stara się w inny sposób zaspokoić potrzebę „bycia zaopiekowanym” swojego dziecka.
Fast food zamiast iphone’a
Zatem różne frustracje rodziców mogą leżeć u podstaw rekompensowania dzieciom subiektywnie postrzeganych „braków”. Zadośćuczynieniem jest oferowanie dzieciom innych, bardziej dostępnych „dóbr”, np. może to być wyjście do restauracji serwującej fast foody, których cena jest przystępna, a sposób takiego spędzania czasu z dziećmi – akceptowany społecznie i wspierany skuteczną reklamą. Innym zadośćuczynieniem jest często zapewnienie dzieciom komfortowego istnienia w grupie rówieśniczej. Przykład? Drugie śniadanie w postaci domowej kanapki i soku nie jest trendy wśród młodzieży, więc rodzice dają pieniądze na zakupy w szkolnym sklepiku, bo przecież: „…mamo, wszyscy kupują w sklepiku, to ja mam być gorsza?”. Rodzice dają pieniądze i mają poczucie, że dbają o zdrowie i dobre samopoczucie dziecka.
„Najlepsze”, ale nie „najzdrowsze”
Co jednak kupują dzieci w sklepikach? Najczęściej chipsy, słodycze i napoje gazowane, czyli te produkty, które z punktu widzenia właściwej i zbilansowanej diety nie mają żadnej wartości. Nie lepiej jest z żywieniem w domu – cały czas jeszcze dzieciom podaje się białe pieczywo (ciemne pieczywo – „czarny chleb” wielu osobom nadal kojarzy się z biedą), wędliny – naszpikowane konserwantami, smażone mięsa, tłuszcze zwierzęce zawierające nasycone kwasy tłuszczowe, słodycze – bo przecież dzieci muszą dostać to, co „najlepsze”. Jednak niekoniecznie oznacza to „najzdrowsze”. Najczęściej rodzice robią to nieświadomie, kierując się wdrukowanymi przekonaniami na temat zachowania i postępowania „dobrych rodziców” lub po prostu wygodną.
Zastanówmy się więc, my rodzice, ile w naszej trosce o prawidłowe odżywianie dzieci jest naszych własnych lęków i niezaspokojonych potrzeb. Uwolnijmy się od nich, by zapewnić dzieciom zdrowe serce i inne organy, dobrą sylwetkę oraz energię do działania. A przede wszystkim zadbajmy o to, by u naszych dzieci zaspokojone były podstawowe potrzeby – bezpieczeństwa i bliskości.
Agnieszka Bergtold-Kuczyńska
psycholożka